Kto jest pracodawcą? Spółka cywilna czy może wspólnicy?

Rozpatrując problematykę spółki cywilnej, wskazać należy, że zarówno w orzecznictwie, jak i doktrynie na przestrzeni lat niejednolicie rozstrzygana była kwestia tego, kto w ramach spółki cywilnej posiada status pracodawcy – czy sama spółka, czy też jej wspólnicy. Jest ona szczególnie istotna zarówno z punktu widzenia wspólników takiej spółki, ze względu na konieczność ustalenia odpowiedzialności za wykonywanie zobowiązań publicznoprawnych, w tym odprowadzania składek na ubezpieczenia społeczne, jak i samych osób zatrudnianych, ze względu na konieczność ustalenia, kto jest drugą stroną stosunku pracy. 

W pierwszej kolejności podkreślić należy, że spółka cywilna stanowi jedną
z umów nazwanych Kodeksu cywilnego i nie może być mylona ze spółkami uregulowanymi w Kodeksie spółek handlowych. Powstaje ona poprzez nawiązanie stosunku umownego przez co najmniej dwie osoby nazywane wspólnikami, które dążą do osiągnięcia wspólnego celu gospodarczego. Nie jest więc ona osobą prawną ani tzw. ułomną osobą prawną – nie podlega wpisowi do Krajowego Rejestru Sądowego, nie ma osobowości prawnej, w konsekwencji nie może występować jako podmiot praw i obowiązków w obrocie prawnym. Na gruncie prawa cywilnego nie ma więc wątpliwości, że spółka cywilna nie może działać we własnym imieniu. Inaczej natomiast jest z jej wspólnikami, którzy podlegają wpisowi do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, a każdy z nich jest odrębnym przedsiębiorcą.

Na gruncie Kodeksu pracy status spółki cywilnej określany był jednak częstokroć autonomicznie. Zgodnie z art. 3 Kodeksu pracy zawierającym definicję legalną pracodawcy, jest nim osoba fizyczna oraz jednostka organizacyjna, nawet nieposiadająca osobowości prawnej, jeśli zatrudnia pracowników. Również art. 460 Kodeksu postępowania cywilnego wskazuje, że w postępowaniach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych zdolność sądową oraz procesową ma pracodawca, chociażby nie posiadał osobowości prawnej. Z powyższego wynika, że pracodawca nie zawsze musi być osobą fizyczną ani prawną, jednak uznanie spółki cywilnej za pracodawcę na tej podstawie wcale nie jest oczywiste. W tym miejscu zwrócić uwagę należy na rozbieżność przedstawianych w tej kwestii poglądów w orzecznictwie. Zgodnie z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 3 lutego 2011 r. (II FSK 838/10) „artykuł 3 Kodeksu pracy jednoznacznie określa, że pracodawcą mogą być jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej. Na gruncie tej ustawy to spółka cywilna jako organizacja wspólników, a nie sami wspólnicy, jest pracodawcą”. Na tym samym stanowisku stanął również Sąd Apelacyjny w Gdańsku w wyroku z dnia 15 października 2013 r. (III AUa 198/13), wskazując, że spółka cywilna posiada status pracodawcy, a w konsekwencji może być płatnikiem składek. Stanowisko całkowicie odrębne zostało przedstawione jednak w nieco wcześniejszym wyroku tego samego Sądu z dnia 26 marca 2013 r. (III AUa 1576/12), w którym Sąd podniósł, że to nie spółka cywilna prowadzi działalność gospodarczą, a jej wspólnicy, którzy podlegają wpisowi do ewidencji działalności gospodarczej. W konsekwencji każdy z nich oddzielnie, jako przedsiębiorca, ponosi odpowiedzialność za odprowadzanie składek na ubezpieczenie społeczne i uzyskuje status pracodawcy.

Podobnie w tej kwestii wypowiedział się Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 17 czerwca 2014 r. (II UZ 34/14) podnosząc, że “przedsiębiorstwo (art. 551 k.c.) utworzone w ramach spółki cywilnej nie może aktualnie zatrudniać pracowników we własnym imieniu i działa na rachunek wspólników. W sprawie dotyczącej stosunku ubezpieczenia społecznego pracowników spółki cywilnej (w tym również składek na te ubezpieczenia) spółkę reprezentują wszyscy jej wspólnicy, będący solidarnie płatnikiem składek na te ubezpieczenia, chyba że umowa spółki lub uchwała wspólników wprowadzają odmienne uregulowania w tym zakresie (por. art. 866 k.c.)”. Powyższe stanowisko Sąd Najwyższy uzupełnił w uzasadnieniu wyroku z dnia 9 maja 2017 r.
(II PK 68/16), w którym wskazał, że spółka cywilna „nie może być uznana za pracodawcę, gdyż spełnia tylko jedno określone przez art. 3 KP wymaganie, tj. posiada odpowiadającą zakładowi pracy formę organizacyjną, obejmującą substrat osobowy i techniczny potrzebny do wykonywania określonego rodzaju działalności i związanego z tym procesu pracy. Nie ma natomiast koniecznej dla uzyskania statusu pracodawcy zdolności zatrudniania we własnym imieniu pracowników. Podmiotami praw i obowiązków spółki są zatem wszyscy wspólnicy łącznie i to oni są „zbiorowym” pracodawcą dla zatrudnianych pracowników.”

Z powyższego wynika, że brak jest jednolitego poglądu dotyczącego traktowania spółki cywilnej jako pracodawcy, niemniej wydaje się, że pogląd wyrażony przez Sąd Najwyższy uznać należy za aktualny.

Podkreślenia przy tym wymaga, że stosowanie pojęcia spółki cywilnej jako pracodawcy w każdym przypadku jest jedynie swego rodzaju skrótem myślowym. Tak jak zostało to wskazane wyżej, w żadnym przypadku umowa nie może stać się odrębnym podmiotem, wobec czego pod tym pojęciem należy rozumieć jednostkę (strukturę) organizacyjną, która kierowana jest przez osoby fizyczne lub prawne, czyli w przypadku spółki cywilnej – przez jej wspólników.

W przypadku przyjęcia, że pracodawcą w spółce cywilnej są wspólnicy, problematyczne może okazać się ustalenie, w jaki sposób wykonywać mogą oni swoje uprawnienia. Zgodnie jednak z dominującym poglądem przedstawianym w literaturze każdy z nich może samodzielnie nawiązywać, rozwiązywać lub zmieniać stosunek pracy.

Należy jednakże zaznaczyć, że na gruncie postępowań cywilnych w praktyce powyższe rozważania nie mają większego znaczenia, by możliwe bowiem było przeprowadzenie egzekucji z majątku wspólnego wspólników spółki cywilnej konieczny jest tytuł egzekucyjny wydany przeciwko wszystkim wspólnikom (art. 778 KPC). Występując zatem przeciwko spółce cywilnej, pracownik powinien pozwać nie tylko spółkę, lecz także wszystkich wspólników. 

Podsumowując, poglądy dotyczące możliwości uznania spółki cywilnej za pracodawcę nie są jednolite, lecz w związku z bieżącą linią orzeczniczą Sądu Najwyższego, należałoby odmówić  jej takiego statusu, a za pracodawcę należałoby uznać wszystkich wspólników łącznie i w razie sporu powstałego na gruncie stosunku pracy, powództwo powinno zostać wytoczone także przeciwko nim.

 

 

 

Reprezentacja spółki partnerskiej

Reprezentacja spółki partnerskiej wobec hybrydowych rozwiązań przyjętych przez ustawodawcę wciąż pozostaje tematem aktualnych rozważań i dyskusji w doktrynie.

Zgodnie z kodeksem spółek handlowych (k.s.h.), spółka partnerska jest spółką osobową, utworzoną przez wspólników (partnerów) w celu wykonywania wolnego zawodu w spółce prowadzącej przedsiębiorstwo pod własną firmą (art. 86 k.s.h.). Partnerami takiej spółki mogą być jedynie osoby fizyczne, które wykonują ściśle określony przez ustawę wolny zawód. To im również kodeksowy model przyznaje prawo do reprezentacji, czyli występowania w imieniu spółki w stosunkach z osobami trzecimi. Zgodnie z art. 96 k.s.h. uprawnienie to każdy ze wspólników (partnerów) może wykonywać samodzielnie, chyba że umowa spółki stanowi inaczej. W tym miejscu podkreślić jednak należy, że zgodnie z art. 89 k.s.h. w sprawach nieuregulowanych w dziale poświęconym spółce partnerskiej, zastosowanie mają odpowiednio przepisy dotyczące spółki jawnej. Wobec powyższego zwrócić uwagę należy, że omawiana regulacja, tj. art. 96 k.s.h. obejmuje jedynie kwestie reprezentacji spółki partnerskiej w sposób ogólny, nie wyznaczając przy tym przedmiotowych ram prawa do reprezentowania spółki. Mając na uwadze powyższe okoliczności do spółki partnerskiej zastosowanie znajdzie również art. 29 § 2 k.s.h., zgodnie z którym prawo to dotyczy wszystkich czynności sądowych i pozasądowych spółki.  

Umowa spółki może więc modyfikować powyższą zasadę i w przypadku braku przyjęcia modelu ustawowego, nakładać na przykład obowiązek reprezentacji łącznej lub, za zgodą wspólnika, nawet pozbawić go uprawnienia do reprezentacji spółki. Nie jest natomiast możliwe, zgodnie z art. 89 w związku z art. 29 § 3 k.s.h., ograniczenie wspólnika w prawie do reprezentacji spółki ze skutkiem wobec osób trzecich, przy czym pamiętać należy, że ustanowienie w umowie spółki reprezentacji łącznej nie narusza powyższego zakazu (tak Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 grudnia 2019 roku, IV CSK 427/18). W konsekwencji przyjąć należy, że wspólnikowi powyższe uprawnienie przysługiwać będzie albo w pełnym zakresie, albo wcale. Istotne jest również wskazanie, że postanowienia umowy mogą dotyczyć tylko niektórych wspólników i niektórym przyznać uprawnienie do reprezentacji samodzielnie, innych natomiast owego uprawnienia pozbawić. Podkreślenia jednak wymaga, że na podstawie omawianego przepisu- art. 96 k.sh. w zakresie pozbawienia wspólnika uprawnienia do reprezentacji, wyróżnić należy dwie odmienne sytuacje. W pierwszym przypadku opisanym w art. 96 , pozbawienie partnera takiego prawa może nastąpić pierwotnie, na podstawie postanowień umowy spółki. Możliwe jest jednak, zgodnie z Kodeksem spółek handlowych, dokonanie odebrania uprawnienia również wtórnie poprzez uchwałę wspólników. Należy jednak zwrócić uwagę, że w drugim przypadku do czynienia mieć będziemy z art. 96 § 2 k.s.h., który wprowadza konkretne wymogi, aby pozbawienie to mogło mieć miejsce. I tak w pierwszej kolejności konieczne jest zaistnienie ważnych powodów. Do powyższych zaliczyć można zarówno przyczyny leżące po stronie partnera, takie jak nadużywanie prawa do reprezentacji, czy prowadzenie działalności konkurencyjnej, jak również mogą być to powody wymienione przez umowę spółki. Wydawać by się mogło również, że ocena faktu wystąpienia ważnych powodów należy do sądu rejestrowego, jednak w praktyce ocena ta należy do samych wspólników spółki. Sąd rejestrowy bada powyższą przesłankę jedynie w sytuacji uzasadnionych wątpliwości braku ich wystąpienia, dzieje się więc to w drodze wyjątku. Oprócz ważnych powodów, ustawa wprowadza również drugi wymóg, jakim jest podjęcie w zakresie pozbawienia wspólnika prawa do reprezentacji uchwały większością trzech czwartych głosów w obecności co najmniej dwóch trzecich ogólnej liczby partnerów. Umowa, zgodnie z kodeksem spółek handlowych, może określać również wymogi powzięcia uchwały surowsze, nie mogą być one jednak nigdy łagodniejsze.

Pamiętać również należy, że Kodeks spółek handlowych skutek powzięcia powyższej uchwały uzależnia od dokonania na jej podstawie odpowiedniego wpisu w rejestrze, tj. wpisu o pozbawieniu partnera prawa do reprezentacji spółki.

Oprócz powyższych sposobów pozbawienia partnera uprawnień do reprezentacji spółki zdaniem niektórych przedstawicieli doktryny, w związku ze stosowaniem przepisów dotyczących spółki jawnej również do spółki partnerskiej (art. 30 § 2 w związku z art. 89 k.s.h.) możliwe jest także odebranie omawianego prawa poprzez orzeczenie sądu. W tym przypadku natomiast ocena ważnych powodów należy do sądu.

Umowa spółki przewidywać może jednak, że prowadzenie spraw i reprezentowanie spółki powierza się zarządowi i w tym przypadku omawianych wyżej regulacji z art. 96 k.s.h. nie stosuje się (art. 97 k.s.h.). Jest to jedyny wyjątek przy spółkach osobowych, kiedy ustawodawca przyjmuje taką możliwość. Tak przyjęty model reprezentacji uznać należy wówczas za zbliżony do konstrukcji występujących w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, wobec czego wydawać by się mogło, iż nie stosuję się przepisów dotyczących ustawowej reprezentacji spółki partnerskiej, jak również odpowiednio przepisów o spółce jawnej. Podkreślenia jednak wymaga budowa § 1 przytaczanego artykułu, który w zdaniu pierwszym odnosi się do prowadzenia spraw spółki, jak i reprezentacji, natomiast zdaniem drugim wyłącza stosowanie jedynie art. 96 k.s.h., który odnosi się wyłącznie do samej reprezentacji. Na tej podstawie wysunąć należy wnioski, iż regulacje dotyczące spółki z ograniczoną odpowiedzialnością stosować powinno się jedynie do reprezentacji, prowadzenie spraw spółki wykonywane będzie według modelowych rozwiązań dotyczących spółki jawnej.

Zasygnalizować również warto problem, z którym spotkać się można w przypadku reprezentacji spółki partnerskiej przy umowach i sporach z członkami zarządu. W takim przypadku, analogicznie do art. 210 k.s.h., spółka taka reprezentowana jest przez pełnomocnika powołanego uchwałą partnerów. Sposób przyjęcia powyższej uchwały w praktyce najczęściej określa umowa spółki, jednak przy braku takich postanowień zastosowanie mają regulacje dotyczące podejmowania uchwał w spółce jawnej.

Podsumowując powyższe stwierdzić należy, że w spółce partnerskiej reprezentacja kreuje się dwojako. Po pierwsze uprawnienie to posiadać może według ustawowego modelu każdy ze wspólników, jednak zasada ta może zostać zmodyfikowana przez umowę. Zgodnie z kodeksem spółek handlowych umowa może również przyznawać prawo do reprezentacji członkom zarządu, co skutkować będzie stosowaniem przepisów dotyczących reprezentacji spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Powyższa ustawa przewiduje również możliwość wyłączenia uprawnienia wspólnika za jego zgodą już w umowie spółki oraz z osobna w przypadku spełnienia omówionych wyżej wymogów uchwałą partnerów. W związku z odpowiednim stosowaniem przepisów o spółce jawnej, wyłączenie wspólnika może się również odbyć w drodze sądowej. W związku z powyższym świadomy wybór jednego z przyjętych modeli jest bardzo istotny, ze względu na doniosłe konsekwencje jakie ze sobą niesie dla funkcjonowania spółki w obrocie prawnym i gospodarczym.

Reprezentacja spółki partnerskiej – rp.pl

Kara umowna za każdy dzień zwłoki w orzecznictwie Sądu Najwyższego

Mimo że w polskim systemie prawnym prawomocne wyroki nie pełnią funkcji prawodawczej, w kwestiach niejednoznacznych tak sądy jak i praktyka obrotu odwołują się do wydanych – szczególnie przez Sąd Najwyższy – judykatów.

Orzecznictwo wypełnia treścią te sfery prawa, które nie zostały wystarczająco uregulowane przez ustawodawcę. Odwołanie się do wydanych orzeczeń bywa jednak bardziej skomplikowane niż mogłoby to się wydawać. Sądy zajmują odmienne stanowiska wobec tych samych zagadnień nie tylko pod wpływem istotnych zmian realiów społecznych, politycznych czy gospodarczych. Zdarza się, że orzeczenia prowadzące do zupełnie odmiennych wniosków zapadają tego samego dnia.

Do takiej sytuacji doszło w przypadku dwóch uchwał SN z dnia 9 grudnia 2021 roku w sprawach rozpoznawanych pod sygnaturami III CZP 16/21 oraz III CZP 26/21. W obu przypadkach SN zajmował się dopuszczalnością zastrzeżenia kary umownej naliczanej za każdy dzień zwłoki w spełnieniu świadczenia. Spór zaś dotyczył prawnej skuteczności zastrzeżenia takiej kary, jeśli nie oznaczono jednocześnie jej kwoty maksymalnej. I tak w jednym orzeczeniu (III CZP 26/21) SN dopuszczalność takiej kary zanegował, a w drugim (III CZP 16/21) zaaprobował. Zagadnienie to ma z całą pewnością istotne znaczenie dla praktyki obrotu. Tak skonstruowane kary umowne, są zawierane w umowach dotyczących dużych inwestycji budowlanych opiewając przykładowo na ustalony procent ustalonego w umowie wynagrodzenia naliczany za każdy dzień zwłoki. Od skuteczności kary umownej zależy dochodzenie roszczeń często idących w setki tysięcy, a na nawet miliony złotych.

Spór między odmiennymi stanowiskami SN opiera się na wykładni przepisu art. 483 § 1 Kodeksu cywilnego (dalej: k.c.). W umowie można zastrzec, że naprawienie szkody wynikłej z niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania niepieniężnego nastąpi przez zapłatę określonej sumy (kara umowna). Odmienność przyjmowanych wniosków wynika z wykładni sformułowania „określona suma”. Kiedy suma ma cechę „określoności”? Czy wystarczy obiektywna możliwość jej obliczenia w dniu naliczenia kary umownej, czy konieczne jest, żeby strony umowy mogły ustalić jej wysokość w dniu zawarcia umowy?

W orzecznictwie przyjęto, że minimalna treść postanowienia o karze umownej powinna zawierać określenie zobowiązania, którego niewykonanie lub nienależyte wykonanie rodzi obowiązek zapłaty kary umownej, oraz określenie sumy pieniężnej, która stanowi wysokość kary. Ustalenia stron muszą jednak umożliwiać obiektywne wskazanie tej sumy. W szczególności za sprzeczną z prawem uznaje się sytuację, w której podstawy do obliczenia kary umownej są wskazywane przez stronę umowy dopiero kiedy zaktualizuje się obowiązek jej zapłacenia. Pogląd ten nie budzi większych wątpliwości – w odmiennej sytuacji dłużnik byłby zdany na łaskę lub niełaskę wierzyciela, który dowolnie określałby kwotę kary umownej. Wielokrotnie stwierdzano jednak, że do spełnienia wymogu „określoności” nie jest konieczne podanie precyzyjnej sumy – wystarczy wskazanie przesłanek do ustalenia kary, jeśli jej naliczenie nie będzie wymagało przeprowadzenia dowodu, a polegać będzie jedynie na przeprowadzeniu działania arytmetycznego. Te ugruntowane już poglądy nie uchroniły jednak sądów zadających na podstawie art. 390 §  1 Kodeksu postępowania cywilnego pytanie prawne do SN przed wątpliwością, czy wymóg „określoności” spełnia kara umowna naliczana za każdy dzień opóźnienia w spełnieniu świadczenia, jeśli nie ustalono maksymalnej jej wysokości.

W sprawie o sygnaturze III CZP 26/21 SN skuteczności tak określonej karze umownej odmówił. Mimo że kwestia ta pozostaje zasadniczym motywem stojącym za treścią sentencji podjętej uchwały, skład SN rozpoznający sprawę poświęcił jej niewielką część uzasadnienia – składający się z dwóch zdań jeden akapit, w którym SN stwierdził słuszność innego orzeczenia – wyroku SN wydanego w sprawie IV CSK 687/14. Cytując uzasadnienie uchwały „za niedopuszczalną w orzecznictwie trafnie uznano sytuację, w której nieokreślenie w umowie końcowego terminu naliczania kar umownych, ani ich kwoty maksymalnej prowadzi do obciążenia zobowiązanego tym świadczeniem w nieokreślonym czasie, a więc w istocie tworzy zobowiązanie wieczne, niekończące się”. W świetle tego stwierdzenia zagadkowa jest dalsza część uzasadnienia, w której stwierdzono, że „za wystarczające można uznać określenie kary pośrednio przez jednoznaczne przytoczenie mechanizmu, którego zastosowanie da określony wynik kwotowy. W tym (…) przypadku, o ile nie można oczekiwać, że strony przewidzą z góry czas, przez który jedna z nich będzie pozostawała w stanie naruszającym jej zobowiązania umowne, o tyle pozostałe parametry pozwalające na obliczenie wysokości kary powinny być oznaczalne już przy zawarciu umowy.” Niejasne jest w jaki sposób strony mają ustalić maksymalną wysokość kary umownej, skoro nie mają możliwości przewidzenia rozmiaru opóźnienia. Tego zagadnienia SN jednak w uzasadnieniu uchwały nie omawia.

Wyjaśnienia tej kwestii nie oferuje również uzasadnienie powołanego przez SN wyroku w sprawie IV CSK 687/14. Podobnie, pogląd przyjęty przez SN opisany jest w jednym zdaniu, skupiającym się na „wiecznym” charakterze zobowiązania do zapłaty powiększającej się kary umownej w przypadku niezastrzeżenia jej kwoty maksymalnej, Taki stan rzeczy jest w ocenie SN niedopuszczalny.

Odmiennie omawianą kwestię ocenił skład SN rozpoznający sprawę III CZP 16/21 akceptując dopuszczalność zastrzeżenia kary umownej bez wskazania jej maksymalnej wysokości. Uzasadnienie tego orzeczenia zawiera szerszą argumentację stojącą za sentencją podjętej uchwały. Stanowisko SN opiera się na uznaniu, że kwota naliczana w określonej wysokości za każdą jednostkę czasu jest sumą określoną w odniesieniu do każdej z tych jednostek – na przykład jednego dnia. Jedyna niewiadoma istniejąca na etapie zawarcia umowy dotyczy stopnia opóźnienia dłużnika w spełnieniu jego świadczenia. Okoliczność ta jest jednak możliwa do obiektywnego określenia w dniu naliczenia kary umownej i zależy ona jedynie od dłużnika, który ze spełnieniem swojego świadczenia się opóźnia. Krzywdzące dla wierzyciela wydaje się wymaganie ograniczenia rozmiaru jego roszczenia, jeśli powstanie tego roszczenia jest skutkiem uchylania się przez dłużnika od wykonania umowy. Mimo że ogół norm zawartych w k.c. chroni dłużnika przed wyrządzeniem szkody (np. art. 486 § 1 k.c.), to w tej sytuacji poświęcenie interesów wierzyciela pod pretekstem ochrony nielojalnego dłużnika zdaje się zbyt daleko idące.

W sprawie III CZP 16/21 SN zakwestionował pogląd tworzeniu przez karę umowną niezastrzegającą wartości maksymalnej zobowiązania niekończącego się. Karę umowną porównano do instytucji odsetek za opóźnienie, naliczają się tak długo, jak długo trwa opóźnienie dłużnika. W ocenie SN tak odsetki jak i kara umowna mają funkcję nie tylko odszkodowawczą, ale też motywującą dłużnika do podjęcia działań prowadzących do spełnienia świadczenia i przerwania naliczania kar umownych za kolejne okresy zwłoki. Nadto kary umowne tak jak każde świadczenie ulegają przedawnieniu, a ich odpowiednio długie naliczanie doprowadzi do przedawnienia kar naliczonych za pierwsze dni opóźnienia. Wreszcie, przedawnieniu ulega też samo roszczenie, którego niewykonania dotyczy kara umowna. Przedawnienie roszczenia głównego uniemożliwia zaś dalsze naliczanie kary umownej.

Zaprezentowany w uchwale III CZP 16/21 pogląd poddano stanowczej krytyce, której główną osią wydaje się być brak pewności dłużnika co do przedmiotu zawieranej umowy. W dniu zawarcia umowy dłużnik nie wie jaką lub przynajmniej jaką maksymalną karę umowną przyjdzie mu zapłacić. Tę argumentację – pojawiającą się już wcześniej w doktrynie – Sąd Najwyższy odpiera stwierdzeniem, iż również w przypadku zwykłej odpowiedzialności odszkodowawczej opartej o art. 471 k.c. dłużnik nie wie jaka będzie kwota odszkodowania. Wysokość odszkodowania – odmiennie niż wysokość kary umownej – nie jest jednak przedmiotem umowy. Można argumentować, że w istocie nie można zawrzeć umowy nie wiedząc jaki jest jej przedmiot. Poparcie tej tezy musi jednak wiązać się ze stwierdzeniem nieważności każdej umowy, w której wysokość świadczenia została ustalona jako pieniężna wartość konkretnego przedmiotu obrotu rynkowego. Co więcej, za nieważne należałoby uznać umowy zobowiązujące do zapłaty równowartości w złotych polskich kwoty wyrażonej w walucie obcej przeliczonej według kursu z dnia zapłaty ustalanego przez podmiot trzeci, tym bardziej że odmiennie niż w przypadku kary umownej za zwłokę, dłużnik nie ma żadnego wpływu na określający wysokość zobowiązania kurs waluty.

Krytyka poglądu zawartego w uchwale III CZP 16/21 niezasadnie skupia się na funkcji odszkodowawczej kary umownej. Mimo że art. 483 § 1 k.c. dotyczy naprawienia szkody poprzez zapłatę kary umownej, to przepisy k.c. wyraźnie dopuszczają zastrzeżenie kary zaliczalnej na poczet odszkodowania, gdzie żądanie zapłaty kary umownej może być uzupełnione o zapłatę odszkodowania (art. 484 § 1 k.c.), a orzecznictwo zaaprobowało zastrzeżenie kary kumulatywnej, która należy się obok odszkodowania ustalonego zgodnie z przepisami ogólnymi. Funkcja kompensacyjna ustępuje zatem miejsca funkcji represyjnej i motywującej dłużnika do wykonania zobowiązania. Spostrzec należy, że sama konstrukcja kary naliczanej za każdy dzień zwłoki wskazuje na przewagę funkcji motywującej – zasadne jest pytanie, dlaczego mechanizm motywujący dłużnika do spełnienia jego świadczenia miałby go motywować jedynie do pewnego poziomu?

Nie można też pomijać faktu, że instytucja kary umownej została wprowadzona do k.c. celem uproszczenia postępowania dowodowego i umożliwienia wskazania zryczałtowanego odszkodowania, którego wysokość nie wymaga dowodzenia. Ułatwienie to działa przede wszystkim na korzyść wierzyciela – dochodząc odszkodowania na podstawie przepisów ogólnych to on musiałby wykazać wysokość doznanej szkody. Zastrzeżenie kary umownej z tego obowiązku zwalnia. Dlatego na dopuszczalność ustalenia kary umownej w danym kształcie – oczywiście poza przypadkami jawnie godzącymi w równość stron – w sposób ograniczony powinna wpływać ocena korzystności tego postanowienia z punktu widzenia dłużnika. To nie korzyść dłużnika jest celem kary umownej.

Niezależnie jednak od powyższego, dopuszczalność zastrzeżenia kary umownej za każdy dzień zwłoki bez wskazania jej maksymalnej wysokości budzi wątpliwości w samym Sądzie Najwyższym, który jest powołany m.in. do sprawowania wymiaru sprawiedliwości przez zapewnienie jednolitości orzecznictwa sądów powszechnych. Konieczne wydaje się zatem rozstrzygnięcie tego zagadnienia prawnego przez SN w składzie 7 Sędziów lub całej Izby Cywilnej.

Kara umowna za każdy dzień zwłoki w orzecznictwie Sądu Najwyższego – rp.pl

 

Umowa o przeniesienie praw autorskich czy może licencja

Skuteczne formy dysponowania majątkowymi prawami autorskimi – umowa o przeniesienie praw autorskich a licencja

Prawo autorskie jest obecne wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z ustalonym przejawem ludzkiej twórczości o indywidualnym i oryginalnym charakterze. Gdy jednak nie jesteśmy twórcą danego utworu, to do korzystania z niego, konieczne będzie posiadanie stosownej podstawy prawnej. Przykładowo, aby rozpowszechniać logo na stronie internetowej niewystarczające jest zawarcie odpłatnej umowy o dzieło na jego stworzenie z jego twórcą. Niezbędne jest bowiem uzyskanie odrębnego uprawnienia do korzystania z utworu w rozumieniu prawa autorskiego. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (PrAut) przewiduje w tym celu zawarcie umowy przeniesienia praw autorskich lub umowy licencyjnej, czyli umowy o korzystanie z utworu.

Podstawowa różnica

Istota umowy o przeniesienie praw autorskich wynika z samej jej nazwy. Oznacza to, że całość lub część majątkowych praw autorskich na określonych polach eksploatacji zostaje przeniesiona na ich nabywcę, a w konsekwencji twórca lub szerzej – osoba, której pierwotnie przysługiwały autorskie prawa majątkowe do utworu – zostaje pozbawiona prawa do ich wykonywania. W przypadku licencji sytuacji jest natomiast odmienna. Licencjobiorca uzyskuje bowiem uprawnienie do wykonywania tych praw autorskich, jednak pozostają one przy twórcy, który także może je wykonywać w pełnym zakresie, a nawet – jeśli zawarta umowa nie ma charakteru licencji niewyłącznej – może udzielać dalszych licencji innym podmiotom.

Należy także pamiętać, że w każdym przypadku przy twórcy utworu pozostają osobiste prawa autorskie – jako niezbywalne – które obejmują m.in. prawo do autorstwa utworu, oznaczenia go swoim nazwiskiem lub pseudonimem, rzetelnego wykorzystania czy nadzoru nad sposobem korzystania z utworu.

Pola eksploatacji – czym są i dlaczego ich umowne określenie jest tak ważne

Niezależnie od rodzaju zawartej umowy, niezwykle ważnym elementem jest odpowiednie określenie w niej pól eksploatacji. Zasadniczo pola eksploatacji to po prostu sposoby korzystania z utworu. Ich prawidłowe i szczegółowe określenie w umowie jest jednak o tyle istotne, że zgodnie z art. 41 ust. 2 PrAut, umowa o przeniesienie autorskich praw majątkowych lub umowa o korzystanie z utworu obejmuje pola eksploatacji wyraźnie w niej wymienione. Na podstawie zawartej umowy nabywca praw autorskich lub licencjobiorca uzyskuje zatem uprawnienie jedynie do korzystania z utworu w sposób w niej określony.

Należy przy tym pamiętać, że nieważna jest umowa w części dotyczącej wszystkich utworów lub wszystkich utworów określonego rodzaju tego samego twórcy mających powstać w przyszłości, a także, że może ona dotyczyć jedynie pól eksploatacji, które są znane w chwili jej zawarcia.

Przykładowe pola eksploatacji wymienione zostały w art. 50 Pr Aut. Jest to jednak katalog otwarty, a zwroty tam użyte mają w dużej mierze charakter generalny. W umowie warto zatem tak określić pola eksploatacji, by ich znaczenie w kontekście użycia konkretnego utworu nie budziło wątpliwości.

Kontrowersyjne jest przy tym przeniesienie bądź uprawnienie do korzystania z utworu na „wszystkich znanych polach eksploatacji”. Wśród przedstawicieli doktryny znajdziemy bowiem zarówno zwolenników wykładni restrykcyjnej, zgodnie z którą takie sformułowanie nie stanowi wyraźnego wymienienia pól eksploatacji, jak i wykładni liberalnej, prowadzącej do wniosku, że takie określenie pól eksploatacji w istocie nie budzi wątpliwości co do ich zakresu. Co prawda Sąd Apelacyjny w Białymstoku w wyroku z dnia 22 stycznia 2016 roku, I ACa 859/15 utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji uwzględniający możliwość takiego określenia pól eksploatacji, jednak zalecane pozostaje ich wyraźne i szczegółowe wymienianie.

Pozostałe wymogi

Celem skutecznego zawarcia umowy o przeniesienie praw autorskich lub licencji nie sposób pominąć ich odpowiedniej formy, wymaganej przez przepisy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Art. 53 PrAut stanowi bowiem, że umowa o przeniesienie autorskich praw majątkowych wymaga zachowania formy pisemnej pod rygorem nieważności. W przypadku licencji wymóg ten obowiązuje jedynie w odniesieniu do licencji wyłącznej, z którą mamy do czynienia jeśli umowa zastrzega wyłączność korzystania z utworu w określony sposób przez jednego licencjobiorcę. Jeśli natomiast udzielenie licencji nie ogranicza możliwości udzielenia przez twórcę upoważnienia innym osobom do korzystania z utworu na tym samym polu eksploatacji, zawarta umowa ma charakter licencji niewyłącznej.

Zarówno umowę o przeniesienie praw autorskich, jak i umowę o korzystanie z utworu można zawrzeć na czas oznaczony i nieoznaczony. W odniesieniu do licencji, należy jednak zwrócić uwagę na szczególne uregulowania zawarte w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zgodnie bowiem z art. 66 ust. 1 PrAut, umowa licencyjna uprawnia do korzystania z utworu w okresie pięciu lat na terytorium państwa, w którym licencjobiorca ma swoją siedzibę, chyba że w umowie postanowiono inaczej. Art. 68 ust.2 PrAut przewiduje ponadto, że licencję udzieloną na okres dłuższy niż pięć lat uważa się, po upływie tego terminu, za udzieloną na czas nieoznaczony.

W ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych szczegółowo uregulowano też kwestię wynagrodzenia. Zasadą jest bowiem odpłatność przeniesienia majątkowych praw autorskich lub licencji. Przyjęcie odmiennego rozwiązania wymaga w tym zakresie wyraźnego postanowienia umownego. Jeśli umowa nie stanowi inaczej, odrębne wynagrodzenie należy się ponadto za korzystanie z utworu na każdym odrębnym polu eksploatacji. Jeżeli natomiast w umowie nie określono wysokości wynagrodzenia autorskiego, wysokość wynagrodzenia określa się z uwzględnieniem zakresu udzielonego prawa oraz korzyści wynikających z korzystania z utworu.

 Chcąc uzyskać uprawnienie do korzystania z utworu, warto zatem dostosować wybór i treść zawartej w tym celu umowy do swoich potrzeb i specyfiki danego utworu. Należy mieć przy tym na uwadze, że w braku wyraźnego postanowienia o przeniesieniu prawa, uważa się, że twórca udzielił licencji.